niedziela, 13 grudnia 2015

Wyssany z palca życiorys gwatemalski [Franek]

Agua, Fuego y sol czyli wulkany Woda, eksplodujący Ogień i wschód słońca. Widok ze szczytu Acatenango. 
Jest fenomenalnie! Kilka dni temu byliśmy na wulkanie Acatenango i widoki z niego, w połączeniu z  czterema tysiącami m. n.p.m. zapierały dech w piersi dosłownie i w przenośni. Tym razem jednak nie o tym. Misia postawiła mnie pod ścianą. Napisała świetny wpis o latynoamerykańskiej schizofreni i, zgodnie z naszą ideą pisania o zbliżonych rzeczach, powiniennem się jakoś do niego odnieść. Ale ciężko mi, bo po pierwsze nie napiszę tego lepiej, a po drugie jest to coś, z czym jestem już porządnie oswojony i chyba brak mi świeżego spojrzenia. W sumie w Ameryce Łacińskiej spędziłem ponad rok, odwiedzając jedenaście (czyli ok. ⅔) państw z regionu. Ktoś bardzo ładnie napisał w komentarzach, że podróżując po Ameryce Łacińskiej można z łatwością zrozumieć skąd się wziął komunizm. Dokładnie, zresztą zrozumieć można nie tylko komunizm, ale i prawicowość, lewicowość, religijność, ateizm, liberalizm i to wszystko bardzo często przejaskrawione, wręcz karykaturalne. Ameryka Południowa i Środkowa to kraina eksperymentów społecznych i politycznych. Wybierając sobie odpowiednio czas i miejsce, można zobaczyć na przykład co by było gdyby w Polsce;

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Diagnoza - latynoamerykańska schizofrenia przedstawiecielki klasy średniej. [Misia]

Za siedemdziesięcioma-siedmioma górami (z której strony by nie jechać) leży miasto Guatemala. W 14. dzielnicy stoją wysokie i eleganckie apartamentowce. Na piątym piętrze jednego z nich znajduje się duże mieszkanie, a w nim spory salon wysposażony w trzy beżowe kanapy. Na największej z nich siedzę sobie wygodnie ja. 


środa, 25 listopada 2015

Laguna Lachua


Chisec, sobota rano. Hotel "Posiadłość Dziewicy" jest wielki, stary, ma pokoje w których nie pachnie najładniej i jeszcze do tego sporo kosztuje. Są tu jednak zjeżdżalnie w kształcie dinozaurów, w związku z czym cała reszta schodzi na plan dalszy.
Budzi nas ten sam deszcz, który osiem godzin wcześniej usypiał do snu. Szybkie pakowanie i na plac, z którego odjeżdżają colectivo do Playa Grande. Lachua jest po drodze. Jak się okazało dzień targowy, mieszkańcy wszystkich okolicznych wiosek zjeżdżają się na handel do skądinąd nie aż tak dużego Chiseca. Owoce, warzywa, plastikowe miski, pasty do zębów colgate, lekarstwa z drugiego obiegu, prosiaki, kury, jaja, zabawki, i kalosze z Hannah Montana.

sobota, 14 listopada 2015

Humans of Belize


- Nazywam się Winford McCleary i jestem kierowcą taksówki. Chcecie spędzić ze mną godzinę na ulicach miasta?
Tak zaczęła się nasza krótka, ale intensywna podróż po Belize. Jedna godzina zamieniła się w pięć, a oprócz ulic zwiedziliśmy sklepy, bary i jedną belizyjską melinę. Kraj, sformułowanie często nadużywane, kontrastów. Kontrastują ze sobą kolory skóry - czarna, żółta, biała i wszelkie ich odcienie. Kontrastują jezyki - hiszpański, angielski, chiński i kreolski. Kontrastuje bieda na ulicach i wysokie ceny wszystkiego, oprócz biletów autobusowych. Kontrastuje wreszcie stereotyp niebezpiecznego biednego, czarnoskórego człowieka z uśmiechami na twarzach, otwartością i życzliwością.

piątek, 6 listopada 2015

Gdzie nie pojadę, cały czas wpadam na...siebie [Misia]

Podobno jak raz nauczysz się jeździć na rowerze, to już umiesz jeździć całe życie i jak dopakujesz sobie łydki, to możesz objechać cały świat w tę i z powrotem. Zdawało mi się, że przynajmniej pierwszą część planu zrealizowałam, więc kiedy pierwszego dnia Wycieczki leżałam na asfalcie na bardzo prostej i szerokiej drodze prowadzącej do "Wielkiej Cenoty" i oceniałam ubytek skóry na prawej dłoni, to nie mogłam zrozumieć co właściwie się stało. Po chwili wyszło na to,
że się wyrżnęłam.

niedziela, 1 listopada 2015

Intercenotar [WIDEO]

Mały freediving w małym cenocie w okolicach Tulum. Rozmiary wynagrodził fakt, że byliśmy tam zupełnie sami. Można wstrzymać oddech ;)

piątek, 30 października 2015

El tiempo nunca es perfecto... [Franek]

...czyli czas nigdy nie jest idealny.

Rzucając cień na Jukatan
We wtorek dotarliśmy do Tulum. Bilet promocyjny, czyli najpierw Monachium jakkolwiek (w naszym przypadku za "mile"), tam wybory i spanie dwie noce u Patrycji-koleżanki-Asi-z-którą-mieszkałem-10-lat-temu. Z Patrycją nigdy się nie poznaliśmy, nie było jeż też w domu, klucze dał nam jej przyjaciel Ivo Bułgar. Świat bywa naprawdę spoko, a w podróży doświadczam tego częściej niż zwykle.
Z Monachium przez Paryż (z samolotu pierwszy raz w życiu widziałem Wieżę Eiffla!) do Mexico City. Na lotnisku cały czas ogłoszenia, także spania nie uświadczysz. Zamiast tego ostatni odcinek "Narcos" z opadającymi powiekami. Stamtąd już króciutki lot do Cancun. W Cancun ADO do Playa (leciał ten film, w którym Brad Pitt jest Jankiem Kosem, a Gustlika gra Meksykanin, tylko że po hiszpańsku) i dalej Oriente do Tulum (w cenie colectivo).

sobota, 3 października 2015

No to kiedy jedziecie? Czyli jak długo pakuje się życie. (Misia)

Lato 2015 było naprawdę gorące. Najpierw zamknęłam nieźle prosperującą firmę co w teorii miało oznaczać, że „już wyjeżdżamy“. Chwilę potem obroniłam pracę magisterską. W tym samym tygodniu jednocześnie, choć w różnych lokalizacjach zepsuli mi się samochód i narzeczony (Franek opisał swoją przygodę tu, peugeocik nieubłaganie milczy). Wreszcie bez samochodu i narzeczonego przeprowadziłam się do pięknego, wielkiego mieszkania, które kiedyś ma być nasze, ale póki co należy do banku. Ten ładunek emocji i wysiłku fizycznego sprawiły, że jesień spadła na nas nagle. Mi konkretnie spadła na kręgosłup, który na rentgenie okazał się uszkodzony i teraz muszę z tym żyć.

Tu mieszkaliśmy przez dwa miesiące i tu mamy nadzieję wrócić za dwa, trzy lata (fot. Franek)

niedziela, 9 sierpnia 2015

Historia jednego skaleczenia (czyli dlaczego siedzimy w domu)

Skaleczyłem się. Na czubku lewego łokcia, rozcięcie na centymetr, niepozorne. Przemyć, plasterek, zapominamy o sprawie. 
Samo skaleczenie to jednak nie pełen obraz sytuacji. Tego dnia tarzałem się też sporo. W bagnie, błocie, rzece, żwirze… W pracy, ale przyznam, że nie bez przyjemności. I też 4 lipca 2015 to był nieprzyzwoicie ciepły dzień, w Świętokrzyskiem przynajmniej.


Noc gorączkowa, ręka spuchnięta. Rano ratownicy patrzą na rękę, co akurat pod nią (ręką) byli, i bez cienia wątpliwości w głosie;
- Do chirurga.
- Do chirurga?!
- Do chirurga.
- Tutaj gdzieś, w Ostrowcu?
- Lepiej może w Warszawie, skoro stamtąd jesteś.
Wsiadamy, jedziemy. Ciepło bardzo, cienia nie było, ani wahania, ani na dworze.

Banacha szpital 
Swoje trzeba odsiedzieć, izba przyjęć, gorączka na przemian atakuje i odpuszcza. Powoli dociera do mnie, że to się może nie skończyć wodą utlenioną, plasterkiem i pigułką. Chirurg zdejmuje opatrunek nie-taki-jak-powinien-być, łapie za rękę, wyciska z niej sporo obrzydlistwa i pyta ile z tym chodziłem.  
- Od wczoraj, minęło 26 godzin.
Minę ma sceptyczną, w jego oczach widzę, że wygląda mu tu bardziej na kilka dni. Kilka chłodniejszych może…

- Kiedy Pan ostatnio jadł i pił?
- Godzinę temu (przemilczałem, że dwa czizy i colę).
- Za pięć godzin operacja
- Operacja?!
- Operacja.

wtorek, 16 czerwca 2015

Pierwszy bilet nie musi być pierwszy

Wracam do domu. Głowa boli, alergia muli, ciśnienie się nie zgadza – czerwiec w mieście z mojej perspektywy. Patrzę na Pabla, patrzę na mapę, patrzę w laptopa. I w tym momencie BACH – promocja. Skutkiem decyzji (podjętej w mgnieniu spuchniętego oka) sylwestra spędzamy w Ameryce Środkowej. Pod koniec października lecimy do Meksyku na trzy miesiące. Wcześniej i później też gdzieś wybędziemy, ale to jeszcze sprawa otwarta. Na razie rozglądamy się za jakąś tequilą. Misia powiedziała, że mnie lubi.

piątek, 12 czerwca 2015

Przedstawienie postaci (wersja Misi)

Prawdopodobnie znacie już wersję Franka i wiecie, że umówiliśmy się na to by w pierwszych wpisach zamieścić refleksje na temat wycieczki, a darować sobie wycieczki osobiste. Jednak trochę prywaty przyda się by poznać kontekst naszych przyszłych przygód. Przyda się też fotka kota (a z pewnością nie zaszkodzi). Nie jest w tym miejscu zupełnie bez sensu, bo kot ze zdjęcia podobnie jak poniższy wpis są moje.





Misia o Franku
Franek jest fajnym gościem - szalenie miłym, ale (bezwarunkowo) tylko dla nielicznych.

środa, 10 czerwca 2015

Przedstawienie postaci (wersja Franka)


Postaci są dwie i, powiedzmy, pół.
Dwie mają głos, ale trzecia niejedno widziała, więc nie ma co jej lekceważyć.

Najpierw chcieliśmy, by jedno napisało o drugim, a drugie, naturalną koleją rzeczy, o pierwszym. Ale to groziło sytuacją, w której zostanie ujawnione, że ktoś (czysto hipotetycznie rzecz jasna) nie zmywa naczyń czy lubi leżeć na kanapie. Ostatecznie każdy napisał o sobie. I o tym drugim zresztą też.
Tutaj piszę ja, Franek, jak widzę siebie, Misię i pomysł tej opowieści. Opowieści, z założenia, dwugłosowej. 

Franek o Misi

Misia jest królową pierwszego wrażenia, a na przeszkodzie nie staje jej z pewnością imię.