piątek, 12 czerwca 2015

Przedstawienie postaci (wersja Misi)

Prawdopodobnie znacie już wersję Franka i wiecie, że umówiliśmy się na to by w pierwszych wpisach zamieścić refleksje na temat wycieczki, a darować sobie wycieczki osobiste. Jednak trochę prywaty przyda się by poznać kontekst naszych przyszłych przygód. Przyda się też fotka kota (a z pewnością nie zaszkodzi). Nie jest w tym miejscu zupełnie bez sensu, bo kot ze zdjęcia podobnie jak poniższy wpis są moje.





Misia o Franku
Franek jest fajnym gościem - szalenie miłym, ale (bezwarunkowo) tylko dla nielicznych.
Poważne sprawy traktuje z należytą dozą uwagi, co sprawia że można się poczuć przy nim bezpiecznie, a to niezwykle cenna cecha instruktora nurkowania, narciarstwa, prowadzącego zajęcia na uniwersytecie, albo dajmy na to... narzeczonego. Dużo czyta, zwłaszcza papierowych i internetowych wydań gazet i pewnie dzięki temu sporo wie o świecie i bieżących wydarzeniach. Kiedy widzi wodę, nie może się powstrzymać i zaraz do niej włazi. Nie ważne czy jest to morze i środek lata, czy środek zamarzniętego jeziora. Nawet płytka rzeczka jest dobra, by zanurzyć w niej choć stopy, a jeszcze lepiej głowę. Istnienie dowolnej objętości zbiorników wodnych stanowi wystarczający powód by taszczyć ze sobą wszędzie nurkowe gadżety. Zamiłowanie do zanurzeń może mieć związek z tym, że często jest mu za gorąco, a bardzo rzadko za zimno. Jak wiadomo zimno jest zwykle zimą, a szczególnie w górach i to jest właśnie stan i miejsce, które odpowiadają mu najbardziej. 

Franka interesują inni ludzie, ale w tak przyzwoitym i niezobowiązującym stopniu, że z pewnością nikt nie mógłby mu zarzucić bycia ciekawskim.  Poza tym ogólnie wyróżnia go talent społeczny, który przedstawię na przykładzie: otóż Franek ma odwagę by zagadać do kogoś obcego, zarazem może nie odzywać się do najlepszych ziomeczków, kiedy nie ma ochoty rozmawiać i potrafi to zrobić grzecznie. Trochę jest romantyczny dlatego żałuje, że nie umie śpiewać, stąd czasem głośno i z pasją recytuje jakiś absolutnie mi obcy wiersz (co nie powinno nikogo dziwić, bo nie znam w zasadzie żadnego). Uwielbia kaszę gryczaną, wędzonego łososia, pić rum, chodzić do kina, a zwłaszcza na filmy si-fi. Wiecznie załatwia jakieś sprawy i cały czas martwi się, że jest leniwy. To świetnie podpowiada jaki potrafi być wymagający i surowy wobec siebie...i innych (taaaa czasem myślę, że zwłaszcza wobec mnie). Znamy się blisko (hi-hi) ponad trzy lata, ale ciągle uczę się od niego nowych rzeczy, wciąż mnie inspiruje i napędza do działania. Lubię Franka. Jak wspominałam wcześniej fajny jest i miło mi myśleć, że trochę mój.   







Misia o Misi

Michaliną Borzymińską rocznik ‘87 jestem raczej w sytuacjach formalnych. Wierzę w nią jakby istniała naprawdę, ale wiem że jej rola jest ściśle praktyczna i kiedy nie ma potrzeby by przyszła na jakieś występy (realizacja projektu, rozmowa z kontrahentami lub mechanikiem samochodowym) to na długie tygodnie znika gdzieś i nie pamiętam o niej w ogóle. Zazwyczaj jestem Misią - trochę nieogarem, trochę śmieszkiem. Franek napisał Wam, że chcę dla wszystkich dobrze i to święta prawda. Sprawia mi ogromną radość sytuacja, w której czuję, że mogłam przyczynić się do cudzego szczęścia. Nie wspomniał życzliwie, że pomimo tej cechy jestem dosyć złośliwa i strasznie mnie śmieszy jak ktoś się „potknie“ (choć oczywiście z reguły życzę mu/jej i wszystkim innym ludziom jak najlepiej). Po prostu niewiarygodnie mnie bawi szeroko rozumiane poczucie zażenowania. Dużo i chętnie gotuję, bo naprawdę lubię jeść. Wieczorem zawsze cieszę się na myśl o śniadaniu, w porze obiadu nie mogę się doczekać kolacji.

W czasie studiów na ASP zapomniałam, że kiedyś lubiłam rysować, ale ostatnio mi się to przypomniało i chyba będę sobie rysowała częściej. Jako nastolatka przeczytałam książki Kapuścińskiego i zamarzyłam by pojechać do Ameryki Łacińskiej. Z jakiegoś powodu nie do Afryki, albo Iranu, ciężko powiedzieć dlaczego, ale tak jakoś wyszło i już zostało. Stąd najważniejsza moja wycieczka to ta do Brazylii. Z kolei przywiezione z tej wyprawy wspomnienia pchnęły mnie w kierunku studiów nad kulturami latynoamerykańskimi. Ostatnio chwilowo nasycona lekturami i krótkimi wakacjami w Kolumbii zapragnęłam odmiany i odwiedzania Kirgistanu, Mongolii lub Bhutanu. Na szczęście życie jest długie więc pewnie jeszcze wszędzie tam zdążymy z Frankiem pojechać. W ogóle skoro już o tym mowa, to lubię się przemieszczać. Ogromną radość sprawiają mi sporty, które się z tym faktem łączą czyli: pływanie, bieganie, skitouring, jazda na rowerze (kolejność nieprzypadkowa). Haczyk jest taki, że ten ruch musi wynikać z siły moich mięśni, bo na dokładkę lubię walczyć i się ścigać, ale tylko z sobą samą. Absolutnie brak we mnie zrozumienia dla potrzeby rywalizacji, ale oczywiście nikomu tej pasji nie odmawiam. Mam dwa odrobinę obciachowe marzenia. Pierwsze to żeby pływać z delfinami (Franek przebija mnie w marzeniach wagowo, bo śni by pływać z wielorybami), a drugie to żeby przytulić się z szympansem (ale tak szczerze). Franek mówi, że te marzenia się spełnią i wierzę mu.







Misia o Pablu
Słabo znam się z Pablem. To raczej druh Franka, ale mimo to darzymy się wzajemną sympatią. Zanim Franek edytuje ten wpis powiem Wam, że Pablo wcale nie jest misiem, tylko raczej kotem (?) ale to w ogóle w niczym nie przeszkadza, a prawdopodobnie nawet służy naszej relacji.

Misia o blogu

Poza tym postem od lat nie napisałam nic więcej niż smsy i równo sto stron pracy magisterskiej o meksykańskiej kuchni. Sama nie wiem jak to będzie szło, ale liczę że niesamowite przeżycia i być może (uporządkowany i konsekwentny) Franek zmotywują mnie do literackiej pracy. Mam nadzieję, że na piśmie dojdziemy do ciekawych przemyśleń, z których będziemy się mogli śmiać za parę lat i nie wierzyć, że naprawdę to napisaliśmy i że ktoś to przeczytał i załamany nie plasnął sobie dłonią w twarz tak, że aż został mu na czole czerwony ślad. Zobaczymy (będę przyglądać się Waszym czołom). Wszystko wyjdzie w praniu, jeśli po założeniu podróżniczego bloga jednak zostaniemy w domu...ale mam nadzieję, że jednak w podróżowaniu.



16 komentarzy:

  1. Misia pisze lepiej od Franka, który przecież nieźle pisze. Matko Boska. Będę Wam tu pisał prawdę. Nie mogę się doczekać tych wpisów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha Mateo, pamiętam o pierwszej racie za ten komentarz ;) zrobię przelew na początku przyszłego miesiąca

      Usuń
  2. Ja będę czytać. Życzę wielu przygód i szympansów do tulenia :)
    Ps ja mam podobne marzenie o pływaniu z delfinami. Trzymam za Ciebie i za Was kciuki żeby większość się spełniła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam będzie miło :)! I kiedy będziesz czytała i kiedy skleimy piątkę z jakąś małpiatką. Oby i Tobie i mi się podelfiniło ;)!

      Usuń
  3. Jest moc. Ruszajcie, bo już nie mogę się doczakać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteście piękni! Do zobaczenia gdzies na trasie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Olu <3 wreszcie ruszamy w Twoje ślady! Do zobaczenia :) !!

      Usuń
  5. Cudownie się Was czyta! Trzymam kciuki za bloga, wycieczkę i za Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Basiu! :) Będziemy się starali dopomóc szczęściu i te przytrzymane kciuki bardzo się przydadzą by skumulować odpowiednią pulę dobrej karmy ;)!

      Usuń
  6. Bardzo bardzo podoba mi się (Misię!) pomysł z podwójnym blogiem, czekam na kolejne odcinki...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki Klima!
    Sami liczymy na to, że będzie ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Misia, szczere przytulenie szympansa - tego Ci życzę! jest w zasięgu rąk:)) I masy dobrych wrażeń z Wielkiej Wycieczki dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Mery i oczywiście życzenia te odwzajemniam! :))

      Usuń
  9. Moja koleżanka polubiła Was na Facebooku, a ona ma zaskakującego nosa do lubienia fajowych rzeczy (ach to się po prostu dobry gust nazywa!) i postanowiłam sprawdzić o co chodzi. Tak oto od ostatnich wpisów o Lwie przerzuciłam się na sam początek żeby zobaczyć, kim Wy w ogole jesteście i co to za "Wielka Wycieczka". Nadal nie wiem, co to, ale się pewnie dowiem jak poczytam więcej. Mam ogromna ochotę przeczytać wszystko, bo lekko się Was czyta - jak fajna książkę. Niemniej trzeba sobie dawkować, bo przy małym dziecku częstotliwości wpisów nikt nie przewidzi, a uczucie pochłonięcia w całości książki ze wszystkimi możliwymi sequelami i ta pustka, z którą się pozostaje po ostatniej stronie jest nie do zniesienia ;) Nie jesteśmy z mężem aż tak odważnymi czy usportowionymi obieżyświatami, ale ciągnie nas tu i tam. On rocznik '85 "trochę nieogar, trochę śmieszek", ale w gruncie rzeczy bardzo obrotny i dobry dla wszystkich człowiek, ja rocznik '87 "bezwarunkowo miła tylko dla nielicznych", niesamowicie zorganizowana i surowa w ocenianiu siebie i innych :) mam nadzieje, ze zrozumiecie dzięki tym słowom dlaczego tak fajnie mi się czyta to, co piszecie :):) piszcie i dzielcie się skoro przede wszystkim lubicie, a poza tym jest to najpiękniejsza pamiątka dla Was i dla potomstwa!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej dziękujemy Olu ! Co za serdeczny i grzejący serce komentarz! Ale nam miło :D ! Mamy nadzieję, że naszym pisarstwem i doświadczeniami zachęcimy Ciebie i Twojego męża do wycieczkowania. Dla nas "droga" to cel i sens wszystkiego co robimy, kiedy na chwilę musimy się zatrzymać. Paradoksalnie na pracującej wycieczce w Tatry z 2,5 miesięcznym Lewkiem napisałam najwięcej wpisów w historii tego bloga ;). Po latach przez które (z marnym skutkiem) Franek gonił mnie do pisania, sama poczułam, że czas skorzystać z tej terapeutycznej czynności i wylać swoje historyjki na klawiaturę. Więc może, może będziemy nieco regularniej dokarmiać ewentualny niedosyt naszych anegdot :). Ciepło pozdrawiam - Misia p.s. ciekawe jak to jest mieć nasze charakterki tylko rozmieścić je w parze na odwrót ;)

      Usuń