Kiedy dowiedziałam się, że powodem mojego złego samopoczucia jest zapłodnienie poczułam się lepiej. Złe symptomy w zasadzie minęły! Byłam bardzo podekscytowana, ale bałam się myśleć, że to ciąża, bo podobno na tym etapie zdarza się, że traci się zarodek i nie ma patologii w takim zdarzeniu. To dlatego przez 12 tygodni przybiera się minę pokerzysty i nie mówi się wszystkim o tym, że będzie się miało dziecko i że z partnerem planujecie je nazwać THOR! Zapisałam się na pierwsze potwierdzające "potwierdzone info" USG do super polecanej pani ginekolog. Kilka dni później w sobotę wieczorem, kiedy Franek był na wyjazdowym zleceniu, ku swej rozpaczy odkryłam w majtkach krew. To nadszedł ten "okres" na, który chwilę temu tak czekałam.