poniedziałek, 7 grudnia 2015

Diagnoza - latynoamerykańska schizofrenia przedstawiecielki klasy średniej. [Misia]

Za siedemdziesięcioma-siedmioma górami (z której strony by nie jechać) leży miasto Guatemala. W 14. dzielnicy stoją wysokie i eleganckie apartamentowce. Na piątym piętrze jednego z nich znajduje się duże mieszkanie, a w nim spory salon wysposażony w trzy beżowe kanapy. Na największej z nich siedzę sobie wygodnie ja. 


Mam umyte (pod prysznicem z ciepłą wodą) włosy, paznokcie, szyję, uszy i nawet buty. Te ostatnie wyszorowała szczotką pani, która wcześniej wyprała wszystkie moje i frankowe ubrania i złożone w kostkę zaniosła do naszej sypialni, przy której znajduje się nasza prywatna łazienka. Siedzę wygodnie na kanapie i piszę coś na blogu. Przecież mam internet i nigdzie się nie spieszę, a ta pani co uprała nam rzeczy ugotowała też obiad i zmyła naczynia po naszym śniadaniu. Kiedy wstanę z kanapy mogę pójść na wielki balkon i popatrzeć sobie na miasto. Nie mogę za to wyjść i pochodzić bez celu po ulicach. Zapada zmrok, a Guatemala City nie jest miastem bezpiecznym.

Wszystko to przyprawia mnie o dreszcz. Swędzi mnie całe moje lewactwo. Za to pierwszy raz od miesiąca nie swędzi mnie skóra od conocnych walk z gryzącymi robalami i sporadycznych ataków uczulenia na mydło, którym pierze się lekko stęchłe hostelowe prześcieradła. Boli mnie niesprawiedliwość losów mieszkańców latynoamerykańskich miast, za to nie bolą mnie plecy spięte od niewygodnych i śmierdzących materacy w hostelach i schroniskach. Boję się tych groźnych ludzi, którzy zamieszkują to miasto, ale mogę swobodnie zadzwonić do znajomych ludzi z Polski i odpisać na wszystkie wiadomości na facebooku. Nasi gospodarze (kolega Franka ze szkoły angielskiego w Australii i jego rodzina) żyją tak na co dzień. W bańce - jak sami mówią. Jeżdżą ogromnym samochodem z przyciemnianymi szybami z jednego bezpiecznego punktu (dom) do drugiego (praca) do trzeciego (restauracje w dużym strzeżonym kompleksie rozrywek zachodniego świata).

Pierwszego wieczora ta sytuacja wydaje mi się nie do zniesienia. Czuję, że jeśli mam pozostać przyzwoitym człowiekiem, to po prostu nie mogę pozwolić tej pani umyć mojej szklanki po soku. Jednak protestując spotykam jej absolutną niezgodę na to bym obsługiwała się sama i lekkie zdziwienie połączone z rozbawieniem i nutką oburzenia, gdy za wszystko po trzy razy dziękuję. Swoim oporem przed byciem białą królewną burzę jej porządek świata i układ sił w tym domu. Zasypiając marzę o ucieczce do następnego punktu naszej wycieczki czyli Antiguy.

Drugiego dnia chodzimy po okolicy i patrząc na ludzi na ulicach nie pierwszy raz w życiu powracam do wniosku, że w porównaniu z tymi nieborakami gosposia wygrała los na loterii dostając pracę w apartamentowcu. Patrzę na to z przerażeniem, a w kościach czuję jak wspaniale się wypoczywa na piątym piętrze pięknej twierdzy. Przechodzi mi przez myśl jak ciężko będzie wrócić na szlak w ten raz gorąc, raz błoto. Zasnąć w dziesięcioosobowym pokoju. Wsiąść do autobusu tak pełnego ludzi, że przez sześć godzin możesz tylko pół-siedzieć, pół-stać z głową schyloną pod nienaturalnym kątem, pod cudzą pachą i z czyimś oddechem na karku. Jak strasznie będzie wyjść na ulicę, gdzie każdy kto sobie ją kupi, lub ukradnie może nieść broń automatyczną. Jak nieprzyjemnie będzie trzy razy dziennie iść do metalowego stolika podgrzewanego butlą z gazem, by kupić smażone ścięgna kurczaka z kukurydzianą tortillą i niedoprawioną zawiesiną fasolową (bo jedyną spożywczą alternatywą jest sklepik, w którym są tylko chipsy, pastewne banany i papaja).

Myślę o tym wszytskim stojąc na balkonie, z którego widać ciemnozielone wzgórza, na których migoczą rozświetlonymi okienkami dzielnice biedy. Tak ładnie wyglądają z bezpiecznej odległości. 

14 komentarzy:

  1. Kurcze Misia. Potrzebny ratunek? Czyta się z zapartym tchem ale jak trzeba to wpadnę i zrobię rozpierduche w Gwatemali. Kto jak kto ja potrafię :). Ściskam Was mocno zaraz następny punkt podróży. Pisz dużo. Cudownie się czyta. Miłka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe :) hej Miłku! Potrzebny ratunek Ameryce Łacińskiej ;) my sobie dajemy radę. Mocne uściski, dobrze wiedzieć, że mamy mocne plecy w domu :*...a pisać ciągle się trochę wstydzę więc zajmuje mi to strasznie dużo czasu.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem dziewczynki, co wy tam piszecie w komentarzach, ze wam administrator usuwa... Misiaku pisz, pisz, pisz. Jest świetnie :), Dumnam! ...a z czasem będzie stukało się łatwej .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu publikujemy po dwa razy te same komentarze ;)bo internet sie zawiesza i nie wiadomo, czy działał, czy nie :). Dziękuję i coś jeszcze napiszę ;).

      Usuń
  4. Super wpis :) dzięki za szczerość. Zawsze chciałam odbyć taką podróż - pewnie nadal chciałabym zobaczyć piękno tamtej części świata, ale dzięki Twoim wpisom widzę, że tak podróż ma też mniej piękne kawałki. Śmierdzące materace, 'specyficzny' (nie)porządek społeczny, uczulenia... Wielki dzięki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :)! Rzeczywiście na zdjęciach (ale co ciekawe też we wspomnieniach) niedogodności podróżowania umykają. Nie ma zapachów, nudnych fragmentów i strachów :). Tylko turkusowa woda, piękne widoki i satysfakcja z pokonanych trudności, które oswojone w pamięci zmieniają się w najlepsze przygody. Nie sądzę bym była w stanie napisać te słowa po miesiącu spędzonym w domu ;). Myślę, że wtedy w moim wygodnym łóżku będę śniła o spaniu na krzywym materacu w gwatemalskiej cabañi nad rzeką. W moim przypadku, to Ameryka Łacińska jest pierwiastkiem, który tak uzależnia, ale sam sposób podróżowania nie jest bez znaczenia dla całości doświadczenia, które odmienia życie. Bardzo Cię namawiam na wyprawę do AŁ, choć lojalnie uprzedzam, że to jest coś zupełnie innego niż ktokolwiek ze znanych mi rodaków przypuszczał wybierając się tam po raz pierwszy ;) (i ostrzegam, że jak się już raz pojedzie to chce się wracać!)

      Usuń
  5. Czekam na wpis jak i co spakować. Oraz ile odłożyć :-) Będę wdzięczna za informacje. Wszystkiego dobrego! Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Mały Człowieku! Pomyślimy i napiszemy :) i to chyba na dodatek dwa osobne wpisy, bo mamy różne potrzeby i podejście z Frankiem i stąd nasze zdanie na te tematy się nieco różni. Wielkie dzięki! Do napisania ;)

      Usuń
    2. Dziękuję, będę czekała na oba wpisy :) pozdrowienia. Monika

      Usuń
  6. Holy flip ale to się czyta na bezdechu, mistrz!!! Chociaż refleksje ciężkie jak diabeł oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  7. No, wreszcie ktoś docenił politykę ciepłej wody w kranie

    OdpowiedzUsuń