Bywają dni, w których mam się za nie wiadomo kogo. Mądra jestem
i ładna. Widzieliście mnie wtedy, bo właśnie w takim momencie cyknęłam sobie
selfi. Bywają też takie, kiedy wszystko się sypie. Wyglądam jak jaszczur z
kosmosu* i nie pamiętam tabliczki mnożenia. Takiej możecie mnie nie znać, bo bardzo
się staram by nikogo znajomego w tym stanie nie spotkać. Z tego co zaobserwowałam,
moje samopoczucie i samoocena nie zawsze mają proste przełożenie na cieszące,
lub zasmucające fakty. Trochę to wynika z chaosu codzienności, na którą czuję,
że mam umiarkowany wpływ. Ale trochę też winię swój styl życia. Albo nazwę to ładniej
jak na okładce magazynu - winię swój lajfstajl!
godzinka pod opieką Taty ;) |
Regularnie pomiędzy pracą i posiłkami rozmyślam nad tym, jak pięknie żyją inni ludzie. Napadają mnie takie refleksje kiedy leżę zawinięta w burrito z kołdry, albo siedzę na kiblu. Albo gdy jem o 13:00 śniadanie, którego nie warto fotografować. Przesuwam palcem (którego paznokieć już półtora roku nie miał do czynienia z manicure) piękne obrazki z internetu. A tam: wakacje zagranico, koktajl owocowy, płaski brzuch, nowe ciuchy, hybrydowe pedi, idealna cera, piękna pościel, uśmiechnięte dzieci, przystojni mężczyźni. Z pościelowego burrito sięgam po chusteczki, żeby wysmarkać swój za wielki, wiecznie atakowany przez alergeny nochal. Powoli zaczyna mi się robić przykro, bo jak odwrócę wzrok od telefonu, to widzę totalny burdel w domu, albo te swoje ohydne pazury. Choć mam dość tego kontrastu, jakoś nie mogę się powstrzymać i przesuwam obrazki dalej. Wysportowany apetyczny tyłek, kasza przyrządzona tak, że ma się ją ochotę zjeść (bo umówmy się kto chce jeść kaszę, kiedy ma też do wyboru kluseczki**…no właśnie!), nowe buty, przebiegnięty maraton, zęby bez dziur, długaśne rzęsy, tańce na weselu, otwarcie nowej knajpy.
Jeśli trafię z tymi obrazkami na dzień, w którym czuję się
silna (bo Lew dał mi pospać w nocy, a moje włosy z niewiadomych przyczyn
układają się ładnie, a nie wypadają zatykając odpływ w wannie), to działa to na
mnie motywująco. Obiecuję sobie zapisać się pięć razy w tygodniu na fitness z
bobasem, jeść regularnie kaszę i kiełki fasoli mung. Zamiast ptasiego mleczka. W
nocy zrobię w końcu swoje graficzne portfolio! Będę to wszystko fotografować i cały
świat zobaczy i dowie się jak „ogarniam” życie i macierzyństwo!
Z kolei jeżeli trafi na dzień gorszy, to tak długo oglądam te piękne widoki, aż dojdę do wniosku, że zmarnowałam życie. Że nie mam i nie będę już nigdy miała pracy i pieniędzy. Że jestem chora na ciele i umyśle, a ta mała kłótnia z Frankiem to prawdopodobnie początek kryzysu, który doprowadzi nas do rozwodu i bankructwa. Że to ostatnie w zasadzie już się zbliża, bo mamy ten straszny kredyt na mieszkanie i dziury we wszystkich skarpetkach. A to dlatego, że chcąc się czuć lepszym człowiekiem zrezygnowałam z kupowania tanich skarpet w h&mie. A jak widzę ceny tych „porządnych” to się wściekam! Przecież mnie na nie nie stać, bo (zacznij czytać ten akapit od nowa).
Na moje szczęście z insta-umysłu wyrywa mnie płacz syna.
Zrywam się, wyplątuję z kołdry, albo na szybkości podciągam majty i spodnie, albo
porzucam talerz niedojedzonych klusek z pesto. Gnam do kołyski, albo wózka, bo
moje maleństwo zapłakało. Być może synek nie przestanie „marudzić” przez
najbliższe dwie godziny. No chyba, że będę go nosiła na rękach, bujała na
piłce, robiła do niego miny na przewijaku itp. itd. W tym czasie jeśli uda mi
się wykonać jakąś akrobację, to być może włączę sobie audiobooka, albo dojem
ten porzucony makaron. Potem jak zaśnie zajmę się spieraniem jego kupy z
ciuszków i pieluszek, czyszczeniem garnka, ogarnianiem zasyfionej chałupy, albo
pomyślę: „obożeee w ogóle o siebie nie dbam! Lepiej posmaruję kremem twarz i bliznę po
cesarce!”. Wszystkie te czynności z pewnością przeplotę sprawdzaniem
facebookowych powiadomień, albo przewijając obrazki na Instagramie. Ten przegląd zajmie mi pewnie tyle samo czasu co pranie kupska i zmywanie. I ciekawe, w którą stronę tym razem popchnie moje myśli?
Podsumowując, może komuś kto przeglądał z wierzchu nasz
fanpage, albo instagramowe profile wyda się, że jestem tą dziewczyną, która ma
wysportowanego męża i spokojne „zen” niemowlę. Zasmuci się w burrito z kołdry,
że ja to rano parzę sobie kawkę z kardamonem w oldschoolowej kawiarce, że moje dziecko
w tym czasie śpi w drogim wózku na ganku, gdy piszę sobie posty na bloga w górskiej
chatce z Pinteresta***. Otóż nie smuć się drogie burrito! Jestem tą osobą parę
chwil dziennie i… cały czas na fotkach. Możesz spokojnie przyjąć, że połowę
czasu mam wspaniale, a drugą połowę przerąbane.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie zachęcam nikogo, w tym
siebie, do narzekania. Nie zniechęcam też do zdrowego jedzenia, dbania o
paznokcie, a nawet posiadania konta na Instagramie. Chciałabym tylko powiedzieć
Wam i sobie, że nie ma co dawać się porywać ocenom i porównaniom w jakieś
smutne miejsca. Nie chciałabym też przykładać ręki (a w zasadzie fotki) do mydlenia
komuś oczu, że gdzieś są idealne rodziny, co mają nieskazitelnie pozytywne życie
i same dobre przygody. Dlatego piszę te ironiczne teksty na bloga, w tym te
słowa. Plus jakiś czas temu postanowiłam, że pozwolę Frankowi na publikowanie
zdjęć, na których widać że nie schudłam jeszcze po ciąży, że już mam
zmarszczki, a jeszcze nie nauczyłam się porządnie malować. Ironiczne jest w tym
wszystkim to, że przypuszczam, że pewnie Wy ocenicie mnie dużo mniej surowo niż
ja siebie. Może powiecie nawet „Gdzie te wstrętne zdjęcia? Dla mnie wyszłaś
dobrze!”. Z góry i z gór Wam dziękuję. Patrzmy z dystansem i śmiejmy
się razem z insta-życia. Na zdrowie!
*niby jaszczury z kosmosu rządzą światem, ale urodziwe nie
są
** OK Magda! OK Mateo! Franek woli kaszę gryczaną od klusek.
Ale nieee o taaaakiej kaszy piszę. Chodzi o quinoa i amarantus ;).
*** Wózek jest używany, chata wynajęta po znajomości :)
*** Wózek jest używany, chata wynajęta po znajomości :)
nooooooo szacun córka!!!
OdpowiedzUsuńDzięki Mamuś <3 :D
Usuńidealnego zycia nie ma nikt
OdpowiedzUsuńkazdy bywa zmeczony, smutny, zly bo cos nie wyszlo
zycie
https://w-malym-lesnym-domku.blogspot.com/
Fakt, ale powiem z osobistego doświadczenia, że czasem ciężko wyjrzeć ze swojego dołka, rozejrzeć się i dostrzec tę oczywistą sprawę ;)!
UsuńZwłaszcza jak znajdzie się odpięte od rzeczywistości punkty odniesienia.