sobota, 3 października 2020

O Momo! [Misia]

Kiedy w 2015 spakowaliśmy warszawskie życie w pudła i wyjechaliśmy na trzy miesiące do Ameryki Centralnej to gdzieś między domami i paczkami zaginął mój ukochany miś Stasiek. Do dziś czuję gulę w gardle jak pomyślę, że już nigdy nie przytulę jego płaskiego łebka i nie spojrzę w zezowate plastykowe oczy. Niedługo po powrocie z wyprawy do Warszawy Franek napisał mi w smsie, że ma dla mnie niespodziankę. Kiedy wróciłam do mieszkania okazał się, że na naszej kanapie siedzi rozczochrany orangutanek. Siedzi, uśmiecha się i śmierdzi specyficznym zapaszkiem, który znają wszyscy, którzy robili kiedyś zakupy w lumpeksie. Żaden pluszowy przyjaciel nigdy nie zastąpi mi Staśka Ćwiartki (bo takie było według 3-letniej mnie jego pełne imię i nazwisko), ale ruda małpka znalazł swoje własne, ciepłe miejsce w moim sercu.



środa, 6 listopada 2019

Tabata z Lwem [Franek]

Przyznaję uczciwie. Odkąd mamy Lwa natłok obowiązków trochę mnie przerasta. Nie jest tak, że nie podróżujemy. Nie jest też tak, że nie piszemy. Jest natomiast tak, że na pisanie bloga mi osoboście brakuje już siły i czasu. Nie mniej, czasem uda się zrobić coś fajnego. Nawet często. Rzadziej udaje się to uwiecznić. Tym razem to jeden wspólny wieczór z Lwem, który wcale nie chciał pójść spać. Zapraszam, myślę że to coś co poprawia humor.
Franek

piątek, 9 listopada 2018

Obchody [Franek]

fot. Misia Przeradzka
Bardzo się cieszę, że jestem Polakiem, który żyje w wolnej Polsce. Poważnie, wiem że to brzmi bardzo patetycznie, ale jak już się pochylę nad tym tematem (co przyznaję, robię rzadko) to się szczerze cieszę. Zwłaszcza, gdy myślę o alternatywach jakie mieli nasi przodkowie. 
Z drugiej strony, jeszcze bardziej bym się cieszył jakbym mógł być Europejczykiem w Zjednoczonej Europie, a już najbardziej Człowiekiem na Świecie. Ci przodkowie z poprzedniego paragrafu nie mieli na coś takiego cienia szansy, więc niepodległa Polska była całkiem rozsądnie szczytem ich marzeń. Myślę, że nasze marzenia mogą sięgać znacznie wyższych szczytów. Lew to już w ogóle ma na to realną szansę, o ile my zrobimy mu pod to dobry grunt. 
Robienie gruntu sprowadza się, w wielkim uproszczeniu, do zaprzyjaźnianiu się i byciu miłym dla ludzi z innych państw i kontynentów oraz unikaniu robienia sobie wrogów tamże. No a jak człowiek mówi, że jedna religia, rasa, czy narodowość są lepsze od innych to generalnie robi sobie wrogów. Co więcej, żeby Lew miał jakkolwiek suchy i żyzny grunt i świeże powietrze to już w ogóle musi mieć przyjaciół dookoła świata. Bo nawet najsilniejsza, najbielsza i najbardziej wierząca w jednego Boga Polska własnymi siłami klimatu planety Ziemia nie naprawi. 

czwartek, 21 czerwca 2018

Wojna o piersi [Misia]

W przeciwieństwie do większości kobiet (z którymi miałam okazję na ten temat porozmawiać), bardzo lubię swoje piersi. Po pierwsze dobrze wyglądają. Po drugie chodzą zwykle w staniku, w którym mogę przechowywać banknoty i inne cenne drobiazgi. Po trzecie są źródłem licznych przyjemności. Nie przeszło mi przez myśl, że nie będą źródłem pokarmu dla naszego dziecka.

Warszawa 2017

środa, 1 listopada 2017

Jak zostać ojcem [Franek]

Trzy miesiące temu urodził się Lew. Kto uważał na biologii w podstawówce, ten wie, jak do tego doszło. Mniej więcej rok temu go z Misią zmajstrowaliśmy. Nie wydam chyba pilnie strzeżonych tajemnic rodzinnych pisząc, że nie był to przypadek. Co nie znaczy, że łatwo mi to przyszło (decyzja o zostaniu ojcem, nie wiem o czym sobie pomyśleliście). 
Od dawna wiedziałem, że chcę mieć dzieci. Wiedziałem, że chcę je mieć kiedyś i to „kiedyś” cały czas było gdzieś daleko. Aż tu nagle dookoła zaczęły się śluby, porody i rozwody. Okazało się, że my, urodzeni w latach 80-tych, jesteśmy już zupełnie dorośli. Chyba każde pokolenie ten fakt bierze z zaskoczenia. No ale pokolenie pokoleniem, inni to inni, a ja chciałem mieć te dzieci kiedyś tam.
fot. Misia

czwartek, 26 października 2017

Wielka Wycieczka będzie jeszcze większa [część 7 - "pierwszy szturm baby blues" / Misia]

Jak widzicie i czytacie, przeżyłam to rodzenie przez operację i było nawet OK. Wydawać by się mogło, że to szczęśliwy koniec historii. Tak to sobie w każdym razie wyobrażałam będąc w ciąży. Mój strach i czarne myśli zatrzymały się i utknęły w punkcie "rodzenie". Nie przewidziałam żadnych innych problemów. Z perspektywy czasu polecam to podejście. O ile jest dla Was do zastosowania. Po co wymyślać trudności, których nie ma i być może nie będzie? Okazało się, że ja w sytuacji porodowej miałam dużo szczęścia! Ale nie starczyło go do końca pobytu w szpitalu. Trafił mi się poważny problem, z którym nie wiedziałam jak sobie poradzić. Nie mogłam nakarmić dziecka.

kilka godzin po opisanych przeze mnie zdarzeniach humorek wrócił dzięki odwiedzinom Mamy i Franka

piątek, 20 października 2017

Instarodzice i dlaczego mam nadzieję, że nimi dla Was nie będziemy [Misia]

Bywają dni, w których mam się za nie wiadomo kogo. Mądra jestem i ładna. Widzieliście mnie wtedy, bo właśnie w takim momencie cyknęłam sobie selfi. Bywają też takie, kiedy wszystko się sypie. Wyglądam jak jaszczur z kosmosu* i nie pamiętam tabliczki mnożenia. Takiej możecie mnie nie znać, bo bardzo się staram by nikogo znajomego w tym stanie nie spotkać. Z tego co zaobserwowałam, moje samopoczucie i samoocena nie zawsze mają proste przełożenie na cieszące, lub zasmucające fakty. Trochę to wynika z chaosu codzienności, na którą czuję, że mam umiarkowany wpływ. Ale trochę też winię swój styl życia. Albo nazwę to ładniej jak na okładce magazynu - winię swój lajfstajl!


godzinka pod opieką Taty ;)