piątek, 30 października 2015

El tiempo nunca es perfecto... [Franek]

...czyli czas nigdy nie jest idealny.

Rzucając cień na Jukatan
We wtorek dotarliśmy do Tulum. Bilet promocyjny, czyli najpierw Monachium jakkolwiek (w naszym przypadku za "mile"), tam wybory i spanie dwie noce u Patrycji-koleżanki-Asi-z-którą-mieszkałem-10-lat-temu. Z Patrycją nigdy się nie poznaliśmy, nie było jeż też w domu, klucze dał nam jej przyjaciel Ivo Bułgar. Świat bywa naprawdę spoko, a w podróży doświadczam tego częściej niż zwykle.
Z Monachium przez Paryż (z samolotu pierwszy raz w życiu widziałem Wieżę Eiffla!) do Mexico City. Na lotnisku cały czas ogłoszenia, także spania nie uświadczysz. Zamiast tego ostatni odcinek "Narcos" z opadającymi powiekami. Stamtąd już króciutki lot do Cancun. W Cancun ADO do Playa (leciał ten film, w którym Brad Pitt jest Jankiem Kosem, a Gustlika gra Meksykanin, tylko że po hiszpańsku) i dalej Oriente do Tulum (w cenie colectivo).

Na miejscu pytam o hostel Weary Traveler, ten sam w którym zatrzymałem się w 2007 roku. Jest, tylko że na innej ulicy. Wchodzimy, rejestracja, "ty tu kiedyś byłeś, pamietam, pracowałeć jako volontario", poznaje recepcionista. Jest też Abraham, który wtedy już był zasiedziany od kilku lat, ale ciągle mówił, że niedługo wyjeżdża. Też poznał, musiałem tu chyba coś nieźle przeskrobać. Tulum zmieniło się nie do poznania, z małego miasteczka w spory, turystyczny kurort. Wczoraj widzieliśmy jak cementuj chodniki przy głównej ulicy, widać, że za kilka lat to bedzie drugie do Playa del Carmen. Trochę szkoda, ale trudno być zaskoczonym. To naprawdę wyjątkowe miejsce.


Dziś śniadanie w towarzystwie Abrahama i dwóch Brazylijczyków. Felipe jest młodym (27) reporterem, kilka lat temu przejechał VW Ogórkiem (tutaj "Combi") Amerykę Środkową, zrobił o tym film i chyba mu wyszło. Teraz pisze bloga o krajach i wyspach Karaibów. Tzn. będzie pisał, bo póki co nie zaczął. Zamiast tego uczy się od Rene jak prowadzić wycieczki z oglądaniem ptaków. Tak zamierza dorabiać między wyskokami na kolejne wyspy. W rewanżu uczy przewodnika ju-jitsu i świat się jakoś kręci.

Ale nie o tym miałem.

Czas na wyjazd nigdy nie jest idealny. Tak przynajmniej bywa w moim przypadku, ale podejrzewam, że nie jestem z tym problemem osamotniony. Kiedy wspominam reczy, które dawno temu powstrzymywały mnie przed wyjazdami (na szczęście z reguły nieskutecznie) wydają mi się raczej błahe. Ale wtedy się takie nie wydawały. Kiedy leciałem do Australii w 2003 roku przerażało mnie, że stracę lato ważne dla przyjaźni, kontaktów, uczucia. To było ostatnie licealne lato. W 2007 roku, zanim poleciałem dookoła świata, bałem się lecieć samemu. Myślałem też, że może powiniennem już raczej szukać jakiś praktyk, zatrudnić się gdzieś. Koledzy z roku wcześniej skończą studia i wyprzedzą mnie na ścieżce kariery. Poważnie, niepokoiły mnie takie rzeczy. Dopiero w 2011 wyjeżdżałem z czystym sercem, ale wtedy pisałem doktorat o podróżowaniu, sprawa była jakkolwiek powiązana.

Kolumbia 2011
Później związaliśmy się z Misią i postanowiliśmy, że wyjedziemy razem na długo. Przed rodziną,  karierą, przed mieszkaniem i psem. Wszystko na dobrej drodze, gdy wtem  przyszedł wylew taty. Sprawa, jak się okazało, bardzo popularna w naszym kraju. Zamiast doktorem socjologii, dziennikarzem i podróżnikiem zostałem księgowym malarni proszkowej, szoferem, biznesmenem i co najwyżej turystą. Tydzień tu, dwa tam i miało być normalnie. Ale co zrobić, że się nie da. Ja nie mogę. Choć wiek już niby jakkolwiek poważny.
No więc decyzja o tym wyjeździe nie była ani prosta ani oczywista. Była dość samo- (i Misio-) lubna. I jest tu sporo kompromisów. 10-ty: lista płac, 15. ZUS, 20. Pit 5, 25. Vat 7. Czynsz, przelewy, kredyt, wynajem mieszkania, przeprowadzki, zamówienia, dostawy. Laptop, telefon, internet. Bez ucieczki do prawdziwej dziczy. Ale da się, tak przynajmniej myślę teraz. Dam znać za 3 miesiące.

Tulum plaża A.D. 2015
Choć brzmi to narcystyczno-banalnie, z każdej podróży wracałem lepszym, bogatszym człowiekiem. Z większą wiedza o świecie, otwartością na ludzi, idee, światopoglądy. Powtarzam, to banał, ale ja naprawdę w to wierzę. Za każdym razem wiąże się to też oczywiście z jakąś stratą. Mój dziadek miał w moim wieku trzy nie aż tak małe dzieci, co zresztą mama regularnie przypomina. Misia dopowiada, że o ile z grubsza wiadomo, co się traci, nigdy nie wiesz co właściwie zyskasz. Ale zyskasz. Pisze to jako człowiek, któremu w podróży (a w Meksyku w szczególnosci) ukradli naprawdę sporo rzeczy...

Żeby nie postawić sprawy bez akcji, wczoraj byliśmy w Grand Cenote. Dużo ludzi, co nie zmienia faktu, że niezwykle.








Dziś spotykamy się z Anią z Nautici w Playa. O tyle zabawne, że 8 lat temu o tej porze też się tam z nią spotykałem, a nie jest tak, że Ania w Meksyku mieszka. Z Alejandro z Aquatic Tulum też sie zobaczymy. To ten który miał czekać (i czekał) o 17-ej na jedynym skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną w Tulum. Świateł jest już dużo wiecej, ale Alejandro wciąż jedyny.

6 komentarzy:

  1. wzruszyłam się/wzruszyłeś mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia, mocno trzymam za Was kciuki. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze że już wyjechaliście, teraz może być już tylko świetnie. Trzymajcie się! B.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla Ciebie to powtórka w pewnym sensie... czekam na relację Misi

    OdpowiedzUsuń
  5. zrobiłeś błąd w słowie idaelny...

    OdpowiedzUsuń