Nie dojechaliśmy do Tamchy.
Kiedy zaczynam to pisać, siedzę w pociągu relacji Berlin-Warszawa. Chwilę temu pasażerka zapytała panią z obsługi, czy są tu gdzieś gniazdka.
- a gdzie tam proszę pani! Ten pociąg to jakaś pomyłka w ogóle jest. Ciagle coś się psuje, nie ma gniazdek, niczego nie ma, aż wstyd mi za to wszystko. Porażka po prostu.
Koniec wakacji. Wracam z podróży poślubnej, swoją drogą bez żony.
Naprzeciwko mnie siedzi Azerka, która z mężem Niemcem mieszka w pięciogwiazdkowym hotelu w Warszawie. Mieszka, bo mąż ten hotel prowadzi. Ma mocno zaawansowanego raka, ale wygląda dobrze, uśmiecha się i rozmowa umila monotonną podróż. Wraca prosto z chemii (z Niemiec…) i kilka dni później spotkamy się z nią i jej mężem na kolacji. No, ale ja nie o tym miałem. Będzie w koniach, jeziorach i rzucaniu kozą. I o kirgiskich samochodach.