piątek, 30 października 2015

El tiempo nunca es perfecto... [Franek]

...czyli czas nigdy nie jest idealny.

Rzucając cień na Jukatan
We wtorek dotarliśmy do Tulum. Bilet promocyjny, czyli najpierw Monachium jakkolwiek (w naszym przypadku za "mile"), tam wybory i spanie dwie noce u Patrycji-koleżanki-Asi-z-którą-mieszkałem-10-lat-temu. Z Patrycją nigdy się nie poznaliśmy, nie było jeż też w domu, klucze dał nam jej przyjaciel Ivo Bułgar. Świat bywa naprawdę spoko, a w podróży doświadczam tego częściej niż zwykle.
Z Monachium przez Paryż (z samolotu pierwszy raz w życiu widziałem Wieżę Eiffla!) do Mexico City. Na lotnisku cały czas ogłoszenia, także spania nie uświadczysz. Zamiast tego ostatni odcinek "Narcos" z opadającymi powiekami. Stamtąd już króciutki lot do Cancun. W Cancun ADO do Playa (leciał ten film, w którym Brad Pitt jest Jankiem Kosem, a Gustlika gra Meksykanin, tylko że po hiszpańsku) i dalej Oriente do Tulum (w cenie colectivo).

sobota, 3 października 2015

No to kiedy jedziecie? Czyli jak długo pakuje się życie. (Misia)

Lato 2015 było naprawdę gorące. Najpierw zamknęłam nieźle prosperującą firmę co w teorii miało oznaczać, że „już wyjeżdżamy“. Chwilę potem obroniłam pracę magisterską. W tym samym tygodniu jednocześnie, choć w różnych lokalizacjach zepsuli mi się samochód i narzeczony (Franek opisał swoją przygodę tu, peugeocik nieubłaganie milczy). Wreszcie bez samochodu i narzeczonego przeprowadziłam się do pięknego, wielkiego mieszkania, które kiedyś ma być nasze, ale póki co należy do banku. Ten ładunek emocji i wysiłku fizycznego sprawiły, że jesień spadła na nas nagle. Mi konkretnie spadła na kręgosłup, który na rentgenie okazał się uszkodzony i teraz muszę z tym żyć.

Tu mieszkaliśmy przez dwa miesiące i tu mamy nadzieję wrócić za dwa, trzy lata (fot. Franek)